21.4.14

4.

   Czasem bardzo trudno odnaleźć nam prawdę. Nie potrafimy odróżnić iluzji od rzeczywistości. Jesteśmy tylko ludźmi, dlatego popełniamy błędy, które mogą nas w przyszłości wiele kosztować. Nieraz, gdy próbujemy dowiedzieć się prawdy, poświęcamy wszystko oraz ranimy bliskich naszemu sercu ludzi. Najciekawsze w tym może być to, że czasem wcale nie było nam to potrzebne, lub jest to dla nas zbyt bolesne, abyśmy mogli to znieść. Często wyciągamy zbyt pochopne wnioski przez co zbliżamy się jedynie bliżej iluzji. Co, by było gdybyśmy chcieli się dowiedzieć kim naprawdę jesteśmy? Co takiego, by nam to dało, a co ważniejsze: skąd wiedzielibyśmy, że to prawda?

   Rozpacz. Uczucie towarzyszące mi przez cały wczorajszy dzień. Nie udało mi się zrobić chociażby najmniejszego kroczku naprzód. Na moje nieszczęście Shizune torebki nie widziała, a ja miałam kompletną pustkę jeżeli chodzi o jej położenie. I tu nie chodzi nawet o numer Ino, który przecież mogę zdobyć w inny sposób. Ta torebka miała dla mnie dużą wartość, ponieważ kiedyś należała do mojej matki. Niestety, kopertówka gdzieś przepadła.
   Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, szczotkowałam starannie zęby. Jak zwykle porankiem wyglądałam, jak siedem nieszczęść. Z pesymistycznym nastawieniem westchnęłam cicho, następnie opłukałam usta. Wyszłam z łazienki, kierując się powolnym krokiem w stronę swojego pokoju. Zatrzymałam się przed drzwiami, następnie odwróciłam głowę w stronę schodów. Zmarszczyłam brwi, po chwili wyszłam z domu. Nie powinnam do niego iść, ale jest moją ostatnią deską ratunku. Zresztą nigdy nie potrafiłam się na niego zbyt długo gniewać.
   Stanęłam przed domem Naruto, następnie lekko zapukałam w drzwiczki. Po bardzo krótkim czasie, stanęła przede mną jego matka. O mamuniu, ale ja jej długo nie widziałam.
 - Och! Sakura, dawno cię tu nie było. - powiedziała ze śmiechem Kushina, następnie szerzej otworzyła drzwi, abym mogła wejść.
 Dawno. Dziewięć lat - to naprawdę spory kawałek życia. Uśmiechnęłam się sztucznie, następnie weszłam do mieszkania.
 - Jeżeli chodzi o Naruto... Z tego co mi wiadomo bierze właśnie prysznic. - odparła uśmiechnięta.
Parsknęłam śmiechem, słysząc dźwięk puszczanej wody nad sobą.
 - Hm, a mogę na niego poczekać? - spytałam najmilej, jak mogłam.
 - A pewnie, że tak. Chodź. - powiedziała, kierując mnie do salonu.
Usiadłyśmy na śnieżnobiałej kanapie, a ja zaczęłam rozglądać się po reszcie pomieszczenia. Z ulgą stwierdziłam, że za wiele się tu nie zmieniło. Po chwili dokładniejszych oględzin, wróciłam wzrokiem do czerwonowłosej. Zaskoczona zauważyłam, że mi się dokładnie przygląda. Już otwierałam buzię, by zadać cisnące mi się na ustach pytanie, lecz Kushina zdążyła mnie wyprzedzić.
 - Czy Naruto może mówił ci, czym zajmuję się ja i Minato?
Zgodnie z prawdą pokręciłam głową. Kobieta widząc to, klasnęła w ręce podekscytowana, następnie usiadła po turecku. Odkaszlnęła teatralnie, następnie przeszła do konkretów.
 - Od ponad 5 lat razem z mężem prowadzę szkołę sztuk walki Aikido. Jak tak teraz o tym myślę to bardzo się cieszę, że podjęliśmy się tego zadania, ponieważ udało nam się dzięki temu pomóc, a także uszczęśliwić wielu ludzi. I teraz tak się zastanawiam... Nie chciałabyś się uczyć Aikido od września?
 - Hm... Czemu nie? - odparłam z uśmiechem.
Uzumaki podekscytowana już zamierzała zadać kolejne pytanie, lecz przerwał jej na (nie)szczęście Naruto, schodzący po schodach w samym ręczniku, założonym na biodrach.
 - Mamo, nie widziałaś może...? - zaczął, lecz umilkł, gdy mnie zauważył.
Po chwili na jego twarzy ukształtował się zadziorny uśmiech. Poczekał chwilę aż Kushina oddali się na bezpieczną od nas odległość, po czym powiedział:
 - Już się za mną stęskniłaś?
 - Baka, nie przyszłam tu, bo chciałam. - odparłam, krzyżując ręce na piersiach.
 - Więc, dlaczego? - spytał, przyglądając mi się uważnie.
Czułam się, jakby zajrzał w każdy zakamarek mojej duszy.
 - Ja... chcę zebrać tamtą noc do kupy i...
 - Saki, przecież wiesz, że ja nic nie pamiętam. Poza tym nie rozumiem po co wciąż ciągniesz ten temat, to bezsensu. - powiedział zrezygnowany
 - Wiem, wiem, ale...
 - Doprowadzisz mnie kiedyś do nerwicy. Powiedz... czemu ci tak na tym zależy? Nie możesz po prostu ruszyć na przód?
 - Oczywiście, że mogę! Ale dopiero wtedy, gdy odzyskam torebkę mamy, a żeby to zrobić muszę wiedzieć gdzie jest. - odparłam z koślawym uśmiechem.
 - Rozumiem. - odparł, drapiąc się po mokrych włosach, po chwili dodał. - Marne są szanse, że ktoś był na tyle trzeźwy, żeby pamiętać całą noc. A co więcej, musiałby obserwować cię cały czas, żeby zobaczyć co zrobiłaś z kopertówką.
 - No i co ja mam zrobić? - jęknęłam zrezygnowana.
 - Nic, może sama się znajdzie. - powiedział z szerokim bananem na twarzy.
 - Ech... czy ty naprawdę musisz być tak niepoprawnym optymistą?
 - Oczywiście.

   Zachodzące słońce sprawia, że na mojej twarzy mimowolnie zanika uśmiech. Coś się kończy, a coś zaczyna. Mimo, że znam tą zasadę doskonale to, nie potrafię znieść faktu, że wszystko ma swoją datę ważności...
   Od rozmowy z Naruto pałętałam się po mieście dopóki, dopóty moje nogi nie przyprowadziły mnie tutaj. Plac zabaw - miejsce za którym kryje się wiele wspomnień. Nie myśląc, ruszyłam w kierunku dużego kasztanowca. Pamiętam do dziś tamte wydarzenie...
   ...Był to jeden z tych niezwykle upalnych dni, kiedy kolejki w sklepach są zapełnione ludźmi, kupujących zimne napoje oraz kilogramy lodów. Upał, jak to dziecku nie za bardzo mi przeszkadzał. To popołudnie spędzałam ze swoimi dwoma kolegami: Naruto i Sasuke, na budowaniu zamków z piasku. Oczywiście, chłopcy znowu potraktowali to aż nazbyt poważnie i po niespełna dwóch minutach zaczęli ostrą rywalizacje, jak na pięciolatków. Zdając sobie doskonale sprawę, ze nie mam już z nimi żadnych szans na dobrą zabawę, spojrzałam na mamę, tym samym dając jej znak, że idę w w inne miejsce. Cóż, rozumiałyśmy się bez słów. Szczerze mówiąc to ostatnimi czasy mojej mateczce, bardziej zależało na przychodzeniu tutaj niż mi. W końcu nie tylko ja się wtedy świetnie bawiłam. Przeważnie moja mama przesiadywała wtedy na ławce, plotkując w najlepsze z rodzicami Naruto oraz... ojcem Sasuke. Matka chłopaka umarła przy jego porodzie, przez co zawsze z tego powodu towarzyszyło mu poczucie winy. Jednakże jeżeli chodzi o jego ojca... wiedziałam o nim coś czego nie powinnam. Wszystko to przez moją wrodzoną ciekawość. Nie mogłam się powstrzymać i podsłuchałam rozmowę rodziców. Pan Fugaku był chory... poważnie chory. Nie rozumiałam wtedy wszystkiego za dobrze, ale zdawałam sobie sprawę, że Sasuke może stać się sierotą w przyszłości. Och, jak ja się cieszę, że moi rodzice żyją! 
   Szczerze mówiąc, nie miałam za bardzo pomysłu w co i z kim mogłabym się pobawić. Niezadowolona z tego zaczęłam rozglądać się po placu. Chłopcy grający w piłkę nożną, dziewczynki skaczące na skakance, dzieci bawiące się w berka, zapłakana postać chowająca się za drzewem, ma... Zaraz, co? Zmrużyłam oczy, skupiając całą swoją uwagę na tej osobie. Było trochę trudno mi się jej przyjrzeć, ponieważ cały czas chowała się za tym drzewem, ale... Zaskoczona odkryciem jej tożsamości, podskoczyłam do góry. Nie miałam cienia wątpliwości co do tego kim jest. Hyuga Hinata - córka sławnego biznesmena, dla którego w ogóle nie istniała. A przynajmniej tak mówili rodzice. 
   Przybierając przyjazny uśmiech na twarzy, ruszyłam w jej stronę. Dziewczynka siedziała na ziemi, opierając się plecami o pień kasztanowca. Miała opuchnięte oczy, a po bladych policzkach spływały łzy. 
 - Co jest? - spytałam, kucając na przeciwko niej.
Zaskoczona dziewczynka uniosła głowę do góry, przyglądając mi się ze strachem. Westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę, że dziewczynka mi nie ufa. Nie jest gotowa, aby podzielić się ze mną, fragmentem jej uczuć. Jednakże ja nigdy się nie poddawałam, zawsze stawiałam na swoim. 
 - Chodź. Zrobimy o wiele lepszy zamek z piasku od tamtych idiotów. - mówiąc to, wyciągnęłam przed siebie jedną rękę, zaś drugą wskazywałam na Naruto z Sasuke. 
Hinata spojrzała uważnie najpierw w moje oczy, następnie na moją drobną dłoń i w końcu uśmiechając się niepewnie, chwyciła ją. W tamtej chwili rozpoczął się przed nami nowy szlak, który dzisiaj mogę nazwać: przyjaźnią...
   Jakby na to nie spojrzeć, to trzeba przyznać, że niektóre kawałki mojego życia były naprawdę udane. Poza tym to ja przyczyniłam się do znajomości Naruto z Hinatą. Jak tak teraz o tym myślę to, Hyuga od momentu gdy weszłyśmy do piaskownicy, miała rumieńce na twarzy. Oczywiście, wszystkiemu winny był Uzumaki. Kto, by pomyślał, że on podobał się jej już wtedy?
 - Sakura!!!
Zaskoczona odwróciłam się do tyłu. W moim kierunku nie biegł nikt inny, a Hinata. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niej, po chwili poczułam, jak przyjaciółka rzuca mi się w ramiona.
 - Saki, cały dzień cię szukam! - cmoknęła z dezaprobatą, następnie się odsunęła.
 - Gomen, potrzebowałam dłuższego spaceru.
Granatowowłosa przyglądała mi się przez chwilę z troską, po chwili jej wzrok spoczął na obiekcie znajdującym się za mną. 
 - Sakura, mówiłam ci w jaki sposób, w końcu udało mi się zwrócić uwagę, Naruto? - mówiąc to, wciąż na mnie nie patrzyła. 
Przyznam szczerze, że zaskoczyła mnie tym pytaniem, a uznać trzeba, że temat był ciekawy. Z tego co mi wiadomo, są parą od ponad dwóch lat, ale jak to się stało - nie mam pojęcia. Uzumaki był uparty i nigdy nic nie chciał powiedzieć na ten temat.
 - Zwyczajnie postawiłam na swoim. - powiedziała, przekierowując na mnie wzrok. 
 - Nie rozumiem. Co takiego dokładnie zrobiłaś? - spytałam, marszcząc brwi
 - To nie jest teraz ważne. Chodzi mi o to, że nie możesz pozwolić, aby ktoś za ciebie ciągnął sznurki w życiu. Przyszedł czas, abyś zaczęła działać. 
Nie potrafiłam zinterpretować jej słów, ale nie dlatego, że nie chciałam, ktoś mi to uniemożliwił. Kto, by pomyślał, że sam dźwięk jego głosu, potrafił wytrącić mnie z równowagi? Znajdował się bardzo blisko mnie, zaledwie paręnaście metrów dalej. Jednakże mimo słów Hinaty nie potrafiłam do niego podjeść. Nie teraz, nie dzisiaj.

   Myślę, że wraz z śmiercią rodziców, utraciłam ważną cząstkę siebie. Coś we mnie  pękło, a ja nie potrafię tego skleić. Nie umiem być dawną sobą, a udawanie, że wszystko jest w porządku, byłoby bez sensu. Wszyscy odkąd pamiętam, potrafili czytać ze mnie, jak z otwartej księgi. Czasem było to naprawdę uciążliwe.
   Wolnym krokiem zmierzałam w stronę domu. Stopniowo zaczęłam przyzwyczajać się do nowego etapu w moim życiu, jednakże nadal nie wszystko było dla mnie łatwe. Miejsce w którym mieszkam - nie potrafię go nazwać MOIM domem, jeżeli zaś chodzi o domek w którym mieszkałam z rodzicami - nie jestem w stanie na niego spojrzeć. 
   Poczułam silny podmuch powietrza, spowodowany szybko pędzącym autem, jadącym w przeciwnym kierunku do którego zmierzałam. Gdy przez ułamek sekundy, przejeżdżał obok mnie, poczułam silny ucisk w gardle oraz lodowate zimno od czubków palców po czoło. Na szczęście minęło tak szybko, jak się pojawiło. Jednakże mimo to, reszta drogi minęła mi bardzo niespokojnie, że aż nie mogłam się doczekać, kiedy przekroczę próg domu Tsunade...
Zaciskając rękę na klamce, otworzyłam szeroko drzwi.
 - Wróciłam! - krzyknęłam, wchodząc do domku. 
 - Yhm... - odparła kobieta, szczotkując zęby przed telewizorem. 
Gdy zaczęłam się wspinać po schodach, Tsunade wyszła z salonu, aby pójść opłukać usta w łazience. Zapewne zaczęły się reklamy, albo serial się skończył... 
 - Ach, bym zapomniała. Jakaś koperta dziś do ciebie przyszła. - mówiąc to, przeszła obok mnie na schodach - Zostawiłam ją w twoim pokoju! - krzyknęła, znikając za drzwiami łazienki.
Zaciekawiona wbiegłam po schodach, następnie skręciłam w stronę mojego pokoju. Skierowałam wzrok w stronę żółtej koperty, leżącej na łóżku. Nie zwlekając ani chwili, otworzyłam ją szybkim ruchem, następnie wyjęłam jej zawartość. Była to kartka z wiadomością oraz zdjęcia... moje zdjęcia. Ledwo powstrzymałam krzyk, zasłaniając ręką usta. Puszczone przez mnie fotografie leżały wokół mnie na ziemi. Po chwili upadłam na kolana, a mój wzrok spoczął na kartce papieru. Trzęsąc się ze strachu, sięgnęłam po nią. Jej treść była krótka: Obserwuję cię. No tak, to oczywiście wiele wyjaśnia...

***
Ohayo :*
O boże, nie wiem od czego zacząć... proszę nie bijcie! Ostatnio bardzo trudno jest mi cokolwiek napisać o czym może świadczyć ten rozdział napisany po okresie ponad dwóch miesięcy. Nie jestem z niego zadowolona i aż boję się waszych opinii. 
Co do piątego rozdziału, nie mam pojęcia kiedy będzie, ponieważ mój kryzys twórczy trwa sobie w najlepsze, a ja nie mogę się go pozbyć :(