9.8.14

5.

   Odkąd pamiętam, czułam się jak w klatce. Niczym więzień we własnym ciele. Moje życie, mój los - bywały okrutne. To nie tak, że nie próbowałam niczego zmienić. Pomimo tego kim byłam, traktowano mnie gorzej od niewolnika, moje zdanie się nie liczyło. Dla nich wszystkich nie istniałam, nie zasługiwałam nawet na miano "nikogo". Żyłam, a zarazem nie. Taki mój los, który z czystym okrucieństwem pluł mi w twarz. Samej przyszło mi się mierzyć z bólem, bez najmniejszego światła nadziei, że przyjdzie upragniony koniec.

   Kiedyś wierzyłam w istnienie Chrzestnej Wróżki. Z tą różnicą, że nie pragnęłam pięknej sukni ani kryształowych pantofelków. Nie marzyłam o dyni, która zmieni się w karoce czy myszy stających się wspaniałymi rumakami. Gdybym powiedziała, że nie wierze w miłość od pierwszego wejrzenia, okazałabym się wtedy zwykłą hipokrytką. Oczywiście nie zmienia to faktu, że nie chciałam księcia, którego będę kochać z wzajemnością i stanę się bogata. To zdarza się tylko w bajkach. W każdym razie, wierzcie lub mnie, ale nie marzyłam także o cudownym wskrzeszeniu moich rodziców. Pomimo tego, jak bardzo ich kochałam, zdawałam sobie sprawę, że zmarli nie mogą wrócić do życia. Jedyną rzeczą jakiej pragnęłam była wolność. Ostatnie 9 lat mojego życia to istne piekło. Odcisnęło się to na mnie zarówno psychicznie, jak... fizycznie. Pomimo iż teraz byłam bezpieczna, tak cholernie się bałam. Nie chciałam, aby to wróciło. Błagałam, abym znów nie musiała przez to przechodzić, płakać po tym skulona w kącie pokoju. Nie być znowu brudną, nie patrzeć z obrzydzeniem na własne ciało. Nie podejmować kolejnej próby samobójczej. Tak, dobrze przeczytaliście. Haruno Sakura próbowała popełnić samobójstwo. Nie mam pojęcia jak, ale Naruto dowiedział się co zrobiłam. Tak znowu - aczkolwiek niechętnie z początku przeze mnie - wznowiliśmy naszą przyjaźń. Pamiętam, że podczas naszych telefonicznych rozmów, bałam się, że spyta w końcu: "Dlaczego?" Nie zrobił tego jednak, zresztą nie wiem czy byłabym gotowa, aby odpowiedzieć. Może się domyślał, może nawet wiedział (?) A kiedy parę lat później zadzwonił z pytaniem czy chciałabym wrócić do Japonii, byłam przerażona, a zarazem szczęśliwa, że może nastąpić koniec koszmaru w jakim żyłam przez te 9 lat.
   Jednakże wiedzieć trzeba, że pod burzą różowych włosów oraz sztucznym uśmiechem, kryły się blizny, które mogą już nigdy się nie zagoić...

   Absolutnie nie cieszyła mnie myśl, że zaspałam już pierwszego dnia szkoły. Szczerze mówiąc nie miałam najmniejszej ochoty tam pójść, nawet jeżeli oznaczałoby to, że mogłabym widzieć częściej Itachiego. Sęk w tym, że nie chciałam. Kochałam go tak bardzo, że to aż bolało. Miłość jest skomplikowana, z wieloma pokrętnymi ścieżkami. Pomimo tego, jaka jest piękna i wspaniała, sprawia również ból. W moim życiu pełno złych chwil, więc nie wiem czy dałabym radę udźwignąć jeszcze więcej.
   Wszystkie czynności wykonałam w pośpiechu, więc nim się zorientowałam, a byłam gotowa. Zamknęłam drzwi na klucz, następnie pobiegłam na przystanek.
   Ostatnio miałam niezwykle wiele czasu, aby wszystko sobie przemyśleć. Choćby z incydentem jaki miał miejsce niecałe dwa tygodnie temu. Powiedzenie, że byłam przerażona jest sporym niedopowiedzeniem. Istniał człowiek, który miał obserwować każdy mój ruch, a nawet więcej. Kto wie, może znam tę osobę? Czy istnieje szansa, że spoglądam jej codziennie w oczy bądź wcale nie znam? Istnieje również prawdopodobieństwo, że to zwykła marionetka, wykonująca polecenia szefa? Czasem zastanawiam się dlaczego spośród miliardów ludzi na ziemi, to ja musiałam tak cierpieć? Jednakże w tym wszystkim jest to, że nie był to nawet początek moich kłopotów.

   Jeżeli chodzi o stan budynku szkolnego oraz jego wygląd, zawiedziona muszę przyznać, że zbytnio na kolana nie zostałam powalona. Ogrodzenie, kawałek podwórka oraz ogromny kawał betonu z drzwiami i oknami. Czyli nic, co wyróżniałoby ją na tle innych. Chociażby zważywszy, że to Tsunade teraz jest dyrektorką, cudem było, że ta szkoła jeszcze stała. Mieszkając z nią przez ten krótki okres czasu dowiedziałam się wiele o blondynce i jestem pewna, że gdyby nie Shizune, ten budynek w ogóle nie trzymałby się kupy.
   Dzisiejszego dnia coś mnie podkusiło, aby założyć buty na wysokim obcasie. Dźwięk obijających się o podłogę szpilek, działał na mnie kojąco. W pewnym momencie zatrzymałam się gwałtownie, rozglądając na boki. Byłam już bardzo spóźniona na pierwszą lekcję, a do tego nie potrafiłam odnaleźć sekretariatu. Nie wspominałam już może o moimi słabym zorientowaniu w terenie?
   Nie umiem stwierdzić po jakim czasie, ale w końcu stanęłam pod właściwymi drzwiami  Zapukałam, następnie weszła do środka. Shizune ani trochę nie ucieszył fakt, że się spóźniłam, jednakże w końcu wręczyła mi cały plik kartek z którymi będę musiała się później zapoznać. Swoja drogą, kto by pomyślał, że papier może tyle ważyć? Ruszyłam do wyjścia równo z dzwonkiem, ledwo coś widząc. Nie wiem jak to się stało, ale zdałam sobie sprawę, że lecę do przodu, a dokumenty wypadają mi z rąk. Bojąc się kontaktu z podłogą, zamknęłam oczy. Ale to się nie stało. Zwisając paręnaście centymetrów nad ziemią, czułam silne ręce obejmujące moją talię oraz męskie perfumy. Powoli otworzyłam oczy, napotykając nad sobą spojrzenie czarnych tęczówek.
 - Kto by pomyślał, że płaski grunt może okazać się tak niebezpieczny. - powiedział, stawiając moje ciało, następnie odwracając odwracają się ma pięcie, ruszył przed siebie.
Patrzyłam spokojnie, jak jego sylwetka znika za korytarzem. Uchiha Itachi - Kim jesteś? - pomyślałam, próbując uspokoić moje szybko bijące serce. Dlaczego to właśnie on był człowiekiem, w którym się zakochałam?

   Reszta dnia minęła mi dość spokojnie, nie licząc tego aż zbyt chcianego przez nauczycieli, chęci poznania nas bliżej. Zazwyczaj mówiłam dość ogólnikowo i szybko. W końcu kogo obchodzi moje życie? Mam własne problemy, tak jak każdy. Niektóre były błahe, inne sprawiały rany, których nie da się wyleczyć. W moim przypadku istniało więcej tej drugiej kategorii, ale nikt nie miał o tym pojęcia. Chowałam swoje skrzywdzone "ja" za grubym murem nie do przebicia. Ale to może i lepiej. Każdy patrzyłby na mnie, jak na skrzywdzone zwierzątko, które koniecznie potrzebuję wizyty u psychologa. Nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę być silna, ponieważ słabych przygniata już najmniejsze słowo.
 - Sakura?
Zaskoczona uniosłam głowę do góry, widząc przed sobą zatroskany wzrok blondyna.
 - Dzwonek był już kilka minut temu. - powiedział, uważnie mi się przyglądając.
 - Och, już idę. - odparłam, zbierając swoje rzeczy, następnie razem z nim wyszłam z sali.
Oczywiście znalazłam się w klasie ze wszystkimi moimi przyjaciółmi, co raczej przypadkiem być nie mogło.
 - Wiesz co? Kiedy wykonywałem karę w sali od japońskiego, coś ciekawego obiło mi się o uszy.
 - Co takiego? - mruknęłam, przeszukując torbę.
 - Podobno obściskiwałaś się z Itachim przed sekretariatem.
 - Żartujesz prawda? Potknęłam się, a on mnie złapał.
 - Skarbie, przede mną nie musisz udawać. Poza tym jestem szczęśliwy, że ten idiota w końcu dowiedział się o twoich uczuciach. - powiedział z uśmiechem, podając mi ze swojej kieszeni parę groszy.
 - Skoro jesteśmy przy temacie uczuć... Ostatnimi czasy, Hinata wspomniała mi, że aby cię zdobyć, musiała postawić na swoim. Domyślasz się może, co miała na myśli? - spytałam, wystukując kod do automatu.
Odwróciłam się do tyłu, wiedząc, że go tam nie zobaczę. Naruto już jako dziecko miał w zwyczaju znikać, kiedy zdarzyła się dla niego niewygodna sytuacja.
Razem z puszką Sprite ruszyłam do domu, wiedząc, że czeka mnie cała góra pracy domowej.

   Oczywiście miałam rację. Świadczyły o tym porozwalane książki oraz zeszyty po całym pokoju. Obecnie pracowałam nad zadaniem z matematyki, które choćby nie wiem jak chciałam, nie potrafiłam rozwiązać. Zdawałam sobie z tego sprawę już wtedy, kiedy na lekcji matematyki, Pani Anko co chwilę zwracałam mi uwagę. Dzisiejszego dnia coś niezwykle mąciło moją koncentracje, lecz nim zdałam sobie z tego sprawę, było już za późno. W mojej wyobraźni te silne, męskie dłonie trzymające mnie mocno w tali, te perfumy przyprawiające o zawrót głowy, nękały mnie wciąż na nowo, nie dając chwili wytchnienia.
 - Jestem żałosna. - mruknęłam, uderzając czołem o biurko
Uchiha Itachi był osobą w której się zakochałam od pierwszego wejrzenia. Szczerze mówiąc sama się dziwie, że dopiero wtedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Od Sasuke nie raz słyszałam, że jego starszy brat należał do grupy ludzi zapracowanych, którzy nigdy nie mają czasu dla innych i składając puste obietnice. Kto bym pomyślał, że swoim zimnym wzrokiem potrafił skraść mi serce? A jeżeli ja wcale  Itachiego nie kochałam, a po prostu zadurzyłam tak, jak w Sasuke? O ironio, przecież widziałam łasice zaledwie parę razy w życiu! To nie powinno być tak łatwe. Gdyby zdarzyła się sytuacja, w której ktoś zapytałby mnie za co kocham Uchihe, co bym odpowiedziała tej osobie? Że kiedy stanął na progu drzwi, przypominał mi anioła o czarnych, jak węgiel oczach, które pochłonęły mnie bez reszty? "To bez sensu!" - krzyczał umysł, ale serce kontratakowało, pytając: "Wyjaśnij miękkie kolana i przyśpieszony oddech?" "Hormony! To wszystko hormony!" Toczyłam w sobie wewnętrzny konflikt, który nie posiadał końca. Prawda była taka, że nie znałam Itachiego na tyle, aby móc go tak bardzo kochać. Pragnęłam go poznać, ale Uchiha należał do osób, które nie otwierają się przed byle kim. Czekała mnie ciężka walka, której mogę nie wygrać.
   Kątem oka zarejestrowałam godzinę na zegarku, zrywając się z krzesła, jak oparzona. Mebel z hukiem uderzył o podłogę, lecz zamiast go podnieść, zaczęłam pakować wszystkie niezbędne rzeczy do sportowej torby. Bardzo możliwe, że spóźnię się dzisiejszego dnia już po raz drugi.

   Kiedy ojciec powiedział mi o praktykach na posterunku policji, wyobrażałem je sobie nieco inaczej. Dość nudno, do tego traktowanego mnie niczym służącego. Chciałem się im postawić, że aż cały gotowałem się ze złości. Ale nie mogłem, nie kiedy ojciec siedział w budynku obok.
   Korzystając z mojej popołudniowej przerwy, niezauważony zakradłem się do archiwum. Doskonale wiedziałem dokąd idę, czego chcę. Byłem w tym miejscu już niezliczoną ilość razy, o czym nikt nie wiedział. Oczywiście nie przychodziłem tu dla własnego widzimisię. Prowadziłem własne śledztwo, a ten staż jedynie mi to ułatwił.
   Zamknąłem ostrożnie drzwi, wiedząc, że nie mogę zdradzić się ani jednym dźwiękiem. Wszedłem głębiej do pomieszczenia, kierując moje kroki na tył. Zdjąłem pudełko z tym idiotycznym numerkiem z pułki. Ostrożnie podszedłem do metalowego stołu, stawiając na nim karton. Uniosłem pokrywkę, kładąc ją obok. Wiedziałem, że zawartość pudła się nie zmieniła, jednak czułem silną potrzebę, aby obejrzeć te rzeczy jeszcze raz. W razie gdybym uprzednio coś przeoczył, jakąś ważną wskazówkę. Chwyciłem teczkę leżącą na wierzchu, otwierając na pierwszej stronie. Przebiegłem wzrokiem po dobrze znanym mi tekście, zatrzymując się na słowach, które informowały, że sprawcy nigdy nie odnaleziono. To była pierwsza rzecz jaka zwróciła moją uwagę. Mój ojciec, choćby nie wiadomo jak, zawsze potrafi rozwiązać sprawę. Drugą natomiast...
 - Itachi!
Klnąc pod nosem, odłożyłem wszystko na swoje miejsce, następnie spokojnie pomaszerowałem do gabinetu ojca. Próbowałem odkryć prawdę już od dwóch lat, więc nic by się nie stało, jeżeli poczeka jeszcze trochę. Z tą różnicą, że niedawno znalazłem punkt, który pomógłby mi zacząć. Niestety było za wcześnie, za wcześnie na tak ryzykowny krok.

 - Gotowa?
 - Chyba...
 - Jak to "chyba"? Przecież wiesz, że moi rodzice nie gryzą?! A przynajmniej tata. - powiedział Uzumaki, posyłając mi jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, doskonale zdając sobie sprawę z charakterku matki Naruto.
 - Prowadź, Kapitanie! - odparłam, pokazując mu język, jak za czasów dzieciństwa.
Obraził się, jak pięcioletnie dziecko, gdy po chwili jego twarz całkowicie się rozpromieniła. Zgadywałam, że w naszym kierunku zmierzała Hinata. To albo ewentualnie wyczuł bądź zobaczył gdzieś ramen. Wszystko było możliwe. W końcu to Naruto.
 - Jak się nie pośpieszycie, to zaraz wszyscy się spóźnimy. - powiedziała Hyuuga, witając się z blondynem, następnie spojrzała na mnie ze śmiechem, jakby odgadywała moje myśli.
Poczłapałam za nimi, nie udzielając się zbytnio w rozmowie. Dotarcie do odpowiedniej sali zajęło nam krótką chwilę. Oczywiście nie zapamiętałam nawet kawałka przebytej trasy. A nawet jeśli, nie umiałabym z niej zapewne skorzystać. Może dla własnego dobra, powinnam skombinować sobie jakiegoś GPS'a?
   Razem z Naruto i Hinatą weszłam do zatłoczonej sali, pełnej moich znajomych, jak i nieznanych mi ludzi. W końcu o ustalonej porze, Kushina zaczęła typową przemowę na temat tego, że cieszy się, że nas widzi i ma nadzieje na miło spędzony czas (Marzenia... xd dop. Aut.). Mianto stał jedynie obok, przytakując każdemu słowu żony.
   Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy Uzumaki zaczęła obładowywać nas ćwiczeniami. Rozgrzewka była istną mordęgą i wiedziałam jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić jutro.
 - Myślę, że na dziś wystarczy. Na następnych zajęciach połączymy Was w pary według waszego wzrostu, wagi, a przede wszystkim umiejętności. Możecie iść. - powiedziała, wychodząc z sali.
   Podeszłam do ławki z butelkami wody, następnie chwytając jedną, wyszłam z pomieszczenia. Kiedy byłam w połowie drogi do szatni, poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Obejrzałam się za siebie, widząc niepewnie stojącego blondyna. Zdenerwowany rozglądał się na boki.
 - Dość dużo naszych znajomych chodzi na Aikido. - rzuciłam, próbując przerwać niezręczne milczenie.
Namikaze nabierając powietrza, spojrzał mi w końcu w oczy.
 - Saki, wiem że powinienem powiedzieć ci to wcześniej. Nie mam pojęcia dlaczego dzisiaj go nie było, ale...
Nie musiał kończyć. Znałam już odpowiedź.
 - ... Ale Itachi również uczęszcza na Aikido.

***

Tak sobie patrzę i patrzę, aż w końcu stwierdzam, że ten szablon mi tu w ogóle nie pasuję. Ale to może dlatego iż na początku miało to być niewinne romansidło, jednakże przez te niecałe 4 miesiące miałam dość dużo czasu, aby wszystko przemyśleć. W każdym razie polecił by ktoś jakąś dobrą szabloniarnie? :D
Nie mam zamiaru po raz kolejny pisać słów wytłumaczenia i składać błahe obietnice, bo to nie ma sensu. Poza tym skoro nie było wcześniej rozdziału, to widocznie tak już musiało być. Koniec i kropka.
Miałam pewne wątpliwości czy wstawić ten rozdział. Mam namyśli fragment z Chrzestną Wróżką, że tak ujmę. Nie byłam pewna czy chcę, aby tak z pewnością było. Jednakże jak napisałam powyżej, to nie będzie jednak słodkie i niewinne romansidło.[Do czasu... (Ostatnio pobudza się we mnie istna dusza sadystki xd)]
Doskonale zdaję sobie też sprawę z aktualnie nurtujących Was pytań, odnośnie rozdziału 6. Szczerze? Nie mam pojęcia. Mam masę innych rzeczy do napisania, 22.08 wyjeżdżam na kolnie, potem szkoła, a ja mam zamiar wziąć udział w kuratoryjnym teście z polskiego. No bo... zawsze można spróbować, nie?
Napisałam, że nie mam zamiaru składać obietnic, dlatego napiszę tylko, że postaram się zrobić wszystko, abyście dostali kolejny rozdział jeszcze na jesień. Kto wie, może mnie wena i ogromne chęci tak złapią, że nie będę miała wyjścia, jak usiąść i pisać?
Rozpisałam się. Jak zwykle z resztą...
Bye :*